Pierwszy atak paniki 2 lata temu podzielił moje życie na dwie części. Od tej pory moje życie dzieliło się na „przed atakiem paniki” i „po ataku paniki”… to była do niedawna najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Dzisiaj patrzę na to z innej perspektywy.
Co mi dolega?
Po wszystkich badaniach, jakie tylko były możliwe, zostałam wypisana ze szpitala ze statusem: zdrowa, a nawet bardzo zdrowa. Stwierdziłam, że to niemożliwe a lekarze oczywiście się mylą. Jak to zdrowa? Więc skąd te wszystkie objawy z ciała, czuję się jakbym każdego dnia umierała. Stwierdziłam, że jestem chora na chorobę, której jeszcze nie wynaleziono. Dzisiaj wiem, że to bóle somatyczne. Później po kilku miesiącach psychiatra zdiagnozował nerwicę, a wszystko zaczęło się od ataku paniki, który dla mnie był udarem, wylewem, zawałem i końcem życia. Złapał mnie w samochodzie. Adrenalina, kortyzol i wszystkie inne rzeczy uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba. Świat zaczął mi pływać a ja w myślach, z ogromnym płaczem żegnałam się z nim. Nigdy tego nie zapomnę. Przez pół roku lęk zbierał swoje żniwo i nikt nie wiedział co się ze mną dzieje. Było mnie coraz mniej, dużo schudłam. Lęk zabrał mi pasję, zabierał przyjaciół, zabierał rodzinę. Wszystkich od siebie odpychałam, niektórzy zaczęli się mnie bać. Z otwartej, spontanicznej, towarzyskiej dziewczyny stałam się zombie. Cierpiałam ja i wszyscy moi bliscy, każdy chciał pomóc, ale nikt nie wiedział jak. Nigdy nikt w mojej rodzinie nie spotkał się z takim przypadkiem. Ja nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak ataki paniki albo zaburzenia lękowe. Moja diagnoza zaburzeń lękowych była nowością. Najtrudniejszą rzeczą było niewypieranie i zaakceptowanie, że te lęki są i są poważne. Trzeba coś z nimi zrobić, bo przestałam żyć i funkcjonować, każdy dzień był dla mnie męczarnią.
Ja nie żyłam, ja każdego dnia walczyłam o przetrwanie.
Przez 2 miesiące nie wychodziłam z domu. Nie było takiej opcji, żebym w domu została, chociaż na 5 minut sama. Napady paniki miałam kilka razy dziennie. Na szczęście ataki paniki fantastycznie męczą organizm i po tak silnym lęku czułam się błogo i byłam bardzo senna. Byłam uwięziona w sobie, moja dusza krzyczała poprzez ciało. Codziennie towarzyszyło mi uczucie rozrywania, rozdzierania, jakby coś ze środka wydzierało się i chciało wreszcie się uwolnić. Okropnie nieprzyjemny ból całego ciała, głównie klatki piersiowej, brak sił. Nie funkcjonuje. Dobrze jest tylko wtedy gdy leżę. Nie robię nic. Nie chcę, żeby ktokolwiek przychodził do nas do domu. Bardzo się boję, na każdym kroku czeka na mnie śmiertelne niebezpieczeństwo.
Nikt mi nie pomoże, umrę.
Lęk towarzyszył mi każdego dnia. Każdy kolejny dzień to horror. Bałam się sama spać, bałam się usnąć. Codziennie wieczorem dostawałam ataku paniki, bo bałam się, że rano się nie obudzę. Nie spałam po 48h, bo nie chciałam. W końcu kolejnej nocy usypiałam, bo mój organizm był wykończony. Wychodziłam tylko na schody zaczerpnąć powietrza. Dalej się bałam. Bałam się, że znowu zadzieje się „takie coś” i umrę. „Takie coś”, czyli atak paniki… Teraz już wiem, że to nazywa się atak paniki. Jedynym bezpiecznym miejscem było łóżko przed telewizorem. Bałam się chodzić sama do łazienki, bo jak wiadomo: będę tam SAMA. A jak będę sama to może mi się coś stać i nikt mi nie pomoże.
Lekarze mieli mnie dość. Jeden powiedział „mam nadzieję, że więcej Pani nie zobaczę, proszę się zapisać lepiej na jogę”. Nadal się nie poddaje, poszłam do kolejnego. Po zrobieniu kolejnych badań, w sumie piąty raz tych samych w ciągu 3 miesięcy usłyszałam „proszę przyjść do mnie najwcześniej za 10 lat”.
Pewnego wieczoru leżąc na łóżku, coś do mnie dotarło. Wstałam i powiedziałam do siebie, że ja nie chcę tak żyć, chcę inaczej. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobię, ale wiedziałam na pewno, że coś muszę zacząć robić.
Nie czułam się dziwna i nienormalna
Na początku dużo czytałam o tym, co może zrobić mi stres, jakie są skutki ataków paniki, jakie jest zagrożenie dla mojego życia, wyszukiwałam sobie choroby w Internecie. Doktor Google nie jest niestety najlepszym lekarzem. Udało mi się to zatrzymać i przerzuciłam się na czytanie historii osób, które poradziły sobie z atakami paniki. Kupiłam książki i zaczęłam uczyć się tego, co to jest lęk, co się dzieje z moim ciałem podczas lęku. Książki zaczęły ratować mi życie. Zaczęłam rozumieć cały mechanizm lęku. Uważam, że najważniejszą rzeczą w całym procesie jest poznanie lęku. Poznanie całego mechanizmu działania lęku. Mamy dostęp do ogromnej wiedzy na ten temat. Ja zaczęłam od szukania w Internecie czegokolwiek na temat lęku, nerwicy, ataków paniki. Później zaczęłam czytać blogi i książki. Dołączyłam do grup wsparcia na Facebooku. Dzięki temu wiedziałam, że nie tylko ja „tak mam”. Nie czułam się dziwna i nienormalna. Czytałam wpisy osób, które wymieniają się swoimi doświadczeniami.
W tym całym Armagedonie uczuć, emocji, lęków, które trwają już rok to każda sekunda ulgi jest bezcenna
Po roku odważyłam się wziąć kartkę, usiąść i wyrzucać z siebie wszystko na papier. Zdecydowanie za późno. Jeśli mogę dodać coś od siebie — to od razu pisz. Pisz o wszystkich emocjach o tym, co czujesz, co cię przytłacza najlepiej na kartce. Wyrzuć to z siebie. Nie musisz tego czytać, napisz i zostaw, wyrzuć albo spal. Na kartce możemy zostawić wszystko to co chcemy. Po jakimś czasie zaczęłam zmuszać się i ćwiczyć jogę oraz medytować. Pamiętam pierwszą chwilę ulgi po jodze. W swoim dzienniku wtedy napisałam tak: „W tym całym Armagedonie uczuć, emocji, lęków, które trwają już rok to każda sekunda ulgi jest bezcenna. Leżę na plecach na macie do jogi, patrzę się w niebo przez okno dachowe, a łzy ze wzruszenia spływają mi po policzku. Uśmiecham się delikatnie i biorę kilka głębokich oddechów. To daje mi dużo nadziei, nadziei na to, że może być normalnie” W międzyczasie zaczęłam jeździć kolarzówką. Na początku bardzo powoli i ostrożnie, bo „serce będzie mi za szybko biło i coś mi się stanie”. Dzisiaj jest dużo lepiej. Jeżdżę 3x w tygodniu. Z przyjemnością medytuje i chodzę na spacery. Regularny wysiłek fizyczny bardzo pomaga mi zredukować lęk.
Wzięłam odpowiedzialność za siebie
Przełomowym momentem w moim procesie był czas, kiedy przestałam obwiniać wszystkich dookoła za mój stan psychiczny. Wzięłam odpowiedzialność za siebie, za to, jak się czuję, za moje lęki, za moje ataki paniki, za moje myśli. Uświadomiłam sobie, że nic mi nie pomoże obwinianie innych i postanowiłam naprawdę o siebie zawalczyć. Wtedy jeszcze nie byłam świadoma tego, co mnie czeka.
Poszłam na terapię i tam dopiero zaczęła się niezła jazda. Wiem, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo, może być tylko lepsze. Dzisiaj nadal jestem w terapii. Doświadczam lęku i czasami panikuje nieadekwatnie do sytuacji, ale jestem świadoma swoich emocji, swojego lęku, akceptuje go i daje sobie więcej przestrzeni. To bardzo trudny proces. Nie jest łatwo, ale jest warto. Zaczęłam szukać źródła lęku, skąd to się prawdopodobnie wzięło. Czasami trzeba się cofnąć do dzieciństwa, to było dla mnie bardzo nieprzyjemne, najtrudniejsze. Przeżywałam i przepracowałam swoje dzieciństwo od nowa, mając 21 lat. Najgorsze były wspomnienia. Wracały wszystkie emocje, uczucia. Czułam się tak, jak byłam małą dziewczynką w wieku 6-7 lat. To nieprzyjemne, ale dla mnie bardzo ważne.
Nerwica pozwala mi odkryć siebie i pokazuje to kim naprawdę jestem.
Czuję, że buduje od nowa swoje życie. Tworzę swój świat, w którym jestem bezpieczna. Oczyszczam się ze wszystkich wpojonych poglądów i wartości. Obiecałam sobie, że zaopiekuję się swoim wewnętrznym dzieckiem, to ono potrzebuje najwięcej uwagi i troski. Cierpliwość, wytrwałość, szacunek do siebie, empatia, bycie dla siebie dobrą i wyrozumiałą, bycie dla siebie ważną oraz dbanie o siebie i swoje potrzeby. To są moje priorytety. Uważam, że wszystko się da, jeśli czegoś bardzo chcemy tylko powoli, małymi krokami. Dajmy sobie czas. Praca nad sobą i wychodzenie z lęku to proces, niekoniecznie przyjemny, ale opłacalny.
Zachęcam do szukania wsparcia i pomocy, do próbowania.
Ja obiecałam sobie, że będę próbować wszystkiego, aby sobie pomóc.
~Ania